czwartek, 16 lipca 2009

Cheratnig - zasiedzenie ;-)

Zagniezdzilismy sie w tej wiosce totalnie. Ani nam sie wyjezdzac chce, ani przenosic gdzies indziej. Ale coz czas wracac powoli do rzeczywistosci polskiej, do kwiatkow i naszej zmiennej pogody. Dzisiaj Olkowe Swieto. Chlop mi sie starzeje, ale nawet mi sie to podoba w Nim ;-)
Od rana dalej uczylismy sie windsurfingu i uwierzcie, dzis bylo jeszcze trudniej, bo wial silniejszy wiatr i odplyw sie wiekszy zaczal. wiec woda stala nisko. Nawsciekalismy sie ile wlazlo, ale tez udalo nam sie poslizgac nieco na wietrze, poczuc sie jak latajace ryby, ktore tego dnia jakos kolo nas lataly. Duzo malych - potrafily wyskakiwac na deske i o nia trzepotac, a najlepsza byla taka dluga z pyskiem jak mala pila. ta przeleciala kilka dobrych metrow odbijajac sie od fal. I ptaka widzielismy duzego jakiegos. Skupiamy sie teraz na chlonieciu ptakow i owadow (obejrzyjcie filmik o tym jak mrowki wynosza blyskawicznie resztki dzisiejszego sniadania), roslin i morza. Smakujemy przeroznych owocow i potraw. To miejsce to raj dla wegetarian, gdyz w kazdej knajpce prowadzonej przez miejscowych ludzi, kazdy rozumie idee wegetarianizmu i kazda knajpka ma caly zestaw dan dla takich jak ja. Dzieki temu sprobowalam Tam Yam i warzyw w mleku kokosowym i innych pysznosci, ktorych nazw nie pamietam.
Dzis bylismy na uroczystej kolacji urodzinowej z grilowana rybka w roli glownej. Tak sie zlozylo, ze tuz obok jakas mala malajska dziewczynka obchodzila rowniez urodziny, wiec jej goscie odspiewali tez Olkowi zyczenia, byl tort i wiele smiechu.
W Malezji wiekszosc ludzi bawi sie bez alkoholu. Sa miejsca, gdzie nawet nie da sie kupic piwa w sklepie (wczoraj bylismy w takim miasteczku), nie mowiac o jadlodajniach. Z tego tez powodu jest ono tu bardzo drogie (w porownianiu do innych napojow i jedzenia w ogole). W najmniejszym barze kosztuje ok. 8 zl za 0,33 l. Innych alkoholi najczesciej brak. Moze to wlasnie dzieki temu, ludzie tutejsi sa naturalnie usmiechnieci - nie potrzebuja rozluzniaczy i dopalaczy. Samo slonce i przyroda im wystarcza. To dotyczy glownie wlasciwych Malajow i Muzulmanow, bo Chinczycy pija pindzioly w ilosciach wiekszych. Choc wlasciwie wszyscy tu sa tak wymieszani, ze trudno stwierdzic kto jest kto.
Tak jak pisalismy, czujemy sie tu wyjatkowo bezpiecznie i nic sie nie wydarzylo przykrego az do dzisiaj, gdy sprzed domku zniknely moje smierdzace sandaly... Widocznie komus sie wyjatkowo spodobaly, wiec niech mu/jej sluza! Dzieki temu spelnilo sie jedno z Olka zyczen, by nie musiec wiecej na nie patrzec, a przede wszystkim ich czuc...



Wspolsolenizantka i jej torty...


Solenizant i jego tort ;-)Wystawna kolacja( typo malezyjska restauracja. Jedzenie jestwysmienite i bardzo tanie)
Dzisiejsza ryba grilowana na lisciu banana w sosie chilli
To rosnie przy naszej chacie i ma wielkosc duzego ananasa
Nana(ten z prawej - potwornie slodki) i cos pomiedzy grapefrutem a czosnkiem w wersji slodkiej (nazwa uleciala)
Warzywa w mleku kokosowym.
Rambutany.
Tam Yam - wersja vege

3 komentarze:

  1. OLO Wszystkiego najlepszego! Stara ruro! Wracaj do kraju bo sie napić trza!

    OdpowiedzUsuń
  2. Olek- 100 lat życia w szczęsciu a Wam obojgu szczęsliwego powrotu z tego raju

    OdpowiedzUsuń
  3. A gdzie Was znowu wywialo? Kiedy wracacie i idziemy na piwo?

    Agnieszka M.

    OdpowiedzUsuń