sobota, 4 lipca 2009

Kota Belud - miasto cowboy'ow

Nangka- zrodlo gumy do zucia i problemow z umyciem rak
Niedzielny targ - TAMU

Tu kolacja u siostry Pana Vernona

Ponownie na ladzie. Z wysp wypedzila nas tropikalna gwaltowna burza, ktora w nocy o malo nas nie przyprawila o zawal serca. Przyroda w przeciwienstwie do ludzi jest bardzo gwaltowna...

Stwierdzilismy, ze dosc lezenia, czas na troche wysilku, a Gora Kinabalu tak dlugo necila nas swymi niebosieznymi szczytami, ze jak cmy do swieczki (W wersji malezyjskiej "mucha do gekona") zblizamy sie do niej. Pierwszy przystanek - Kota Belud.
Miasteczko slynie z jednej rzeczy - coniedzielnego targu (tamu), na ktory zjezdzaja sie chodowcy koni i bydla (to juz troche przeszlosc), warzyw, rekodziela i wszelkich chinskich artykulow, z calego regionu.
Juz na wstepie poznalismy malezyjskie wcielenie Elvisa - Vernona Liew (teraz juz emerytowanego showmana, ktory koncentrowal jako Elvis). Ten zaprosil nas na kolacje do swojej siostry, na ktorej zreszta byla duza czesc jego licznej rodziny (samego rodzenstwa jest dziesiecioro). Rodzina ta pelni wiele waznych funkcji w miescie, jeden brat jest nawet ministrem w malezyjskim rzadzie, ale przede wszystkim do nich nalezy znaczna czesc handlu w miescie. Sa w czesci Chinczykami a w czesci Malezyjczykami.
Kolacja byla uczta dla zmyslow. Moglismy sprobowac tradycyjnych potraw, a przede wszystkim posluchac legend, poznac lokalne ziola i rosliny oraz dowiedziec sie wiecej o historii tego kraju widzianej oczami bardzo przyjacielskich, pomocnych ludzi.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz