czwartek, 9 lipca 2009

Manukan

jedzone po indyjsku (prawie... wbrew pozorom nie jest to taka latwa sprawa ;-)
Po dniu plywania czas na porzadny obiad. Indyjskie jedzenie z lisci bambusa.
odplywamy
dzika yambon ( w smaku jak niedojrzale jablko - bez rewelacji!)
dziki (i) ananas
***
Ostatni dzien na Borneo. Postanowilismy jeszcze troche po nurkowac z rurka. Pewien mieszkaniec KK, ktorego spotkalismy na Banggi, polecil nam wyspe Manukan, jedna z pieciu wysepek Abdul Rahman Parku, polozona o pol godziny drogi lodka od miasta. I rzeczywiscie wyspa jest czysta i spokojna, za to troche za duzo tu turystow (w porownaniu do bezludnych wysepek kolo Banggi), a rafa przy brzegu wlasciwie martwa. Za to gdy odplynelismy troche dalej natknelismy sie na takie bogactwo ryb (chronionych i mocno dokarmianych a przez to bezczelnie ciekawskich i leniwych), wsrod ktorych zobaczylismy miedzy innymi rybe papuzia, mala plaszczke, "nemo", ale najwspanialszym zwienczeniem dnia bylo spotkanie morskiego zolwia. Jest on tu praktycznie nie spotykany, a ten mlodzieniec przeplynal sobie obok nas jak gdyby nigdy nic, a gdy nas w koncu zauwazyl, dostal takiego przyspieszenia, o jakie trudno byloby podejrzewac motorowke, a co dopiero zolwia!

1 komentarz:

  1. hej :) a myslelismy ze wracacie dzisiaj i juz grila rozpalilismy :P a Rafał chłodzi juz piwka ;)a tu sie okazuje, ze wracacie za tydzien :) milego plażowania!!!!!!!pozdrawiamy

    OdpowiedzUsuń