wtorek, 14 lipca 2009

Wschodnie wybrzeze

Najwazniejsza jest rownowaga i odpowiednie wpadanie do wody ;-)
Kolejnego dnia postanowilismy sie nauczyc windsurfingu. Tu uwiecznione nasze poczatki. Ogolnie umiemy juz troche przeplynac i nawet zrobic nawrotke. Po calym dniu morze szumi nam w glowach, jestesmy spaleni sloncem, a dlonie i stopy to wielkie odciski, ale bylo niesamowicie! Jutro ciag dalszy...
To co udalo nam sie zobaczyc, gdy noc zapadla juz na dobre, to mnostwo swietlikow rozblyskujacych w swoim godowym tancu w krzakach okalajacych rzeke. Zjawiskowe!

A wieczorem wzielismy kajak i poplynelismy w gore namorzynowej rzeki, zmierzchalo juz a my wkrecalismy sobie historie o krokodylach, wezach wodnych i innych potworach. Jednak nasza wyobraznia przerosla rzeczywistosc...
Nie daleko od naszej chatki spotykamy codziennie wielkie jaszczury (najdluzszy mial z 150 cm). Ten tu to mlodzik. Sa bardzo szybkie i doskonale plywaja w naszej sadzawce.
spacery plaza...
Cisza i spokoj
A to widok na nasza chatke. Na stawie kwitna lilie czy tez lotosy.
Dotarlismy do Cherating - malej wioski na poludniowym wybrzezu, ktora okazala sie oaza spokoju i ciszy. Wynajelismy chatke w cudnym miejscu nad sadzawka w gaju palmowym, za ktora jest widok na plaze i sama plaza. To miejsce, z ktorego trudno wyjechac, czego sami doswiadczamy, bo z kazdym dniem czujemy sie tu coraz bardziej jaku siebie. Czas plynie tak leniwie, ze trudno to nawet opisac. Rankiem cwiczymy joge na plazy, potem kapiemy sie we wzburzonym morzu. Nastepnie sniadanko - lokalne nalesniki z serem i cebula z sosem curry, a potem co tylko chcemy...
Na zdjeciu widok z naszej chatki.


***

Zmeczeni miastem, gdzie zamiast gekonow, do ktorych sie juz przyzwyczailismy mocno, pelno bylo szczurow i to z takim tupetem, ze potrafily na 50 cm od bandy tlustych kotow przechodzic, a te na nie nie reagowaly. Trafilismy tez w KL do Departamentu Zarzadzania Islamem ( Puszak by to nazwal Centrum Zarzadzania Terroryzmem ;-). Tam spotkalismy bardzo ciekawskich pracownikow, ktorzy dokladnie wypytali nas o rozne rzeczy, m.in o to czy katolikami jestesmy z urodzenia czy przechrzczeni, a potem stwierdzil, ze Olek ma bardzo dobra brode i gdyby ja lekko zapuscil, to by pasowal do Hamasu.... Z daleka tak wygladal.
W Kota Bharu zas kucharz w hotelu wzial go za jakas slynna gwiazde Bollywood i dzieki temu bardzo sie chlopak staral przyzadzajac nam posilki ;-) Z Olkiem tak jest zawsze - biora go za Wlocha, Hiszpana, Peruwianczyka itd i nigdy za Polaka. taka karma . Taka uroda.
Zaczytujemy sie ostatnio w basniach malajskich. Niektore sa mocno odjechane. A teraz jeszcze przerabiamy ich przyslowia, ktorych maja mnostwo i uzywaja na codzien.
np.
"W usta pcha banana, w tylek pcha kolec" - na okreslenie osoby dwulicowej
"Chcialoby sie powioslowac, ale lodz przywiazana" - na okreslenie chetki na dobrze pilnowana dziewczyne.
Inne pozniej.

1 komentarz: