A tu Olek delektuje sie i poci nad slynna malezyjska zupa Tam yam z krewetkami i piekiejnie ostra... Zapewniano nas, ze pomimo takiego wygoladu i konsystencji, jest wyjatkowo smaczny. Hm, jak widac, gdy juz przebilismy sie przez jego odpychajaca aparycje... smak okazal sie jej dorownywac... Jak w opowiesci: durian wyglada jak kupa, pachnie jak kupai smakuje jak kupa. Dlatego lepiej wybrac lody durianowe. Tez smakuja jak kupa i pachna jak kupa, ale przynajmniej wygladaja jak lody... Obiecujemy, ze nie przywieziemy go do Polski i nie bedziemy was nim meczyc ( i tak by nas nie wpuscili do samolotu). Najgorsze bylo to, ze odbijalo nam sie nim jeszcze dwa dni, bleeeee.... To durian od srodka. Z wygladu i w dotyku przypomina to rozkladajaca sie od miesiaca watrobke... Durian - symbol Malezji, to najpopularniejszy tu owoc, a zarazem najbardziej zakazany. Nie wolno go przewozic w srodkachmi miejskiego transportu, a w kazdym hotelu widnieje tabliczka zakazujaca jego wnoszenia. O co chodzi? To kwestia jego zapachu: czegos pomiedzy psujacym sie miesem, miejskim szaletem i pieciodniowymi skarpetami. Nie wolno nam bylo wchodzic do srodka, ale moglismy popatrzec troche na mezczyzn z ktorych kilku bilo czolami o podloge, a reszta odpoczywala plotkujac w cieniu , a nawet przysypiala... mezczyzni... Meczet Jamek - powstaly w miejscu gdzie stanely stopy zalozycieli miasta - tam gdzie dwie ich rzeki lacza sie Swiatynia buddyjska w niedziele...;) choc to miasto nie uznaje niedzieli i dziala przez caly tydzien na okraglo. Zapalilismy kadzidla za Was wszystkich... Tu kobiety muzulmanskie na targu a w tle najwyzszy maszt flagowy na swiecie z flaga malezyjska na pamiatke odzyskania niepodleglosci w 1957 roku. Tu Little India (Male Indie), dzielnica Kuala Lumpur pelna Hindusow, sklepow z ich pieknymi materialami, restauracji wegetarianskich, ktore byly odskocznia od codziennego ryzu z warzywami oraz targow z pysznosciami... To kawiarnia w starym kolonialnym hotelu Coliseum. Niepowtarzalny klimat, choc lata swietnosci to juz odlegle echo. Mieszkalismy w centrum chinatown - tetniacego zyciem, ale tylko do 23.00. wtedy wszystko momentalnie zbierano i pozostawala jedynie sterta smieci, a miasto zamieralo!!!
To nasz pokoj i Olek zmeczony wedrowkami po miescie oraz bolesnym masazem, ktory sobie zafundowalismy wraz z modna tu refleksologia- masazem stop polaczonym z akupresura. Cudo! To klatka schodowa naszego hostelu. Meble i wystroj jak sprzed stukilkudziesieciu lat To centralne miejsce miasta- Plac Niepodleglosci i siedziba ichniejszego premiera. Kiedys byla to siedziba Angoli i boisko do krykieta. W tle niezwykly wiezowiec w stylu islamskim. W trakcie lotu do Kuala Lumpur podziwialismy rafy koralowe tuz pod powierzchnia wody.
Na wstepie pragniemy zdementowac plotke, jakoby nasz czas w Malezji dobiegl konca. Mozna tak bylo zrozumiec z ostatniego posta, ale to dlatego, ze odlecielismy z wyspy Borneo do Kuala Lumpur polozonej na polwyspie malajskim. Spedzilismy tu dwa dni bogate w zwiedzanie i smakowanie tego miasta, jeszcze wiekszego tygla kultur, ale tez bardziej nastawionego na turystow, tzn oferujacego tanie podrobki wszystkiego czego tylko zapragniecie, za to zupelnie pozbawionego lokalnego kolorytu. Malajskosc tu znowu zostala skolonizowana, tym razem przez Hindusow i Chinczykow. Spimy w hostelu pamietajacym jeszcze czasy kolonialne i otoczonym innymi kamienicami - dogorywajacymi resztkami tamtych czasow, w ktore nieublaganie wrasta nowoczesnowsc w postaci luksusowych wiezowcow ze stali i szkla - nowego oblicza tego miasta wielkosci Warszawy, a majacego zaledwie 150 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz