czwartek, 23 lipca 2009

W Polsce

Co by nie mówic - koniec rury - na jakis czas - do następnego - może bliższego- może bardziej polskiego - w tylu miejscach nas nie bylo- jutro przeciez tez gdzies będziemy- to do jutra
Ponowne oswajanie sie z naszą rzeczywistością.
Najłatwiej udało sie z florą - bujną i rześką. Trudniej idzie z fauną- Warszawa powitała nas pijaczkami spod Centralnego, Kraków podobnie. Nie widzieliśmy tylu pijanych ludzi w ciągu calego wyjazdu. Więc powrót był tym bardziej bolesny. Ludzie wydaja się zmęczeni i szarzy, smutek wylewa się z ich oczu, a co najgorsze, że tak łatwo ta polska melancholia ? ponuractwo? zamartwianie się? wchodzi w krew i powraca... brrrr


W Amsterdamie leje a temperatura za żadne skarby świata nie jest w stanie przekroczyć 15 stopni Celsjusza. Ten oto samolocik (45 osób) miał nas donieśc do Warszawy. Wydawało się to tym bardziej nieprawdopodobne, że pilot idąc do samolotu potknął się o własna walizkę i wyglądał na mocno przedwczorajszego, a potem zdawał się próbowac włsnoręcznie wycierac szyby z zewnątrz (?). Ale to tylko wyraz moich lęków. Lot był bardzo przyjemny, choc lekko opóźniony, bo jak się okazało, wszystkimi lotami w całej Europie kieruje jeden centralny komputer w Brukseli!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz