niedziela, 11 października 2015

Nos vamos para o Brasil

porque? nao sei...

Idąc za głosem szaleństwa wyjechaliśmy do Sao Paulo. Na rok? dwa? ...
Jest ciepło, choć nie zawsze słonecznie. W pierwszy weekend padało, ale ocean i tak był cudowny, szczególnie dla dzieci. Choć temperatura spadała do 20 stopni... I na plaży było prawie pusto.

Plaża Camburini


Plaża koło Bertiogi

Piaskowe szaleństwa
a w razie zmęczenia - na barana..
Kokos po skakaniu przez fale

Początki Capueiry ;-)

Sao Paulo jest Olbrzymie. Przez wielkie "o". Ulice sześciopasmowe, wieżowców pewnie tyle ilu ludzi w Krakowie, a gdy jechaliśmy metrem, to poczułam się jak w jakimś mrowisku - perfekcyjnie zorganizowanym, pędzącym, z którego wciąż wydobywa się kakofonia dźwięków słabnąca nieznacznie nocą. Jeśli się zatrzymywałam na chwilę, to zaburzałam płynność ruchu i nie mogłam do niego powrócić. Przerażające to nieco... Nie mogę zebrać myśli, jakby ten huk, ruch i miliony otaczających mnie ludzi interferowały z moim umysłem nie pozwalając na dozę odrębności.

Typowa droga w mieście


Mrowie ludzi w metrze.

To tak w ramach naszego starania się, by żyć prościej...

Jak to mówią "Bóg śmieje się z naszych planów"

Czasami jest niesamowicie nowo, a czasem mam zjazd, jak na zdjęciu poniżej ;-)


Na razie próbujemy się osiedlić. Malujemy dom, który wynajęliśmy i po bliższym przyjrzeniu się okazał się starszy i bardziej rozsypujący się niż na pierwszy rzut oka wyglądał. Ale za to jest w cichej dzielnicy i blisko dużego, przestronnego parku (Parque Willa de Lobos- w wolnym tłumaczeniu : Wilcza Wieś). Nasza dzielnica to Alto de Pinherios tzn. Sosnowiec Górny. Czyli jak w domu. Prawie. Kupujemy łóżka i pościel. (Znaleźliśmy sklep, który jest kopią Ikei, tylko trzy razy droższy). Pralkę i lodówkę (bo właścicielka domu miała zostawić, ale tego nie zrobiła..). Masakra.

Ale też zwiedzamy:
Park Ibirapuera z pięknym Auditorium Niemeyera - bardzo awangardowego brazylijskiego architekta, który był jednym z dwóch projektantów nowej stolicy - Brasilii- (stworzonej na planie samolotu). W samym tym budynku odbywają się koncerty. My byliśmy na takim dla dzieci z okazji ich święta.
Auditorio Ibirapuera

Wnętrze Audytorium


Dzielnicę japońską, bo w Sao Paulo jest największa liczba Japończyków poza ich ojczyzną. Trafiliśmy tam do cudnej knajpki, której właściciel ugościł nas po królewsku i potem jeszcze chwalił się innym, że jesteśmy z Polski A jedzenie tam było doskonałe.... dzieci jadły pałeczkami specjalnie dla nich związanymi gumką, by było im łatwiej. Jadłam sushi wegetariańskie, pyszny makaron z warzywami, wasabi, a na deser był banan w cieście pączkowym oblany karmelem. Rozkosz!




 Okolice naszego hotelu. Piątkowy uliczny targ, gdzie zjedliśmy pierwszy raz tapiokę, czyli naleśnik z mąki z manioku z nadzieniem. Tanie, pyszne i ponoć bardzo odżywcze. Może być na słodko lub na słono. My próbowaliśmy w wersji słonej. Heli bardzo smakowało, a sprzedawca pochwalił mój portugalski twierdząc, że już bardzo dobrze mówię, jak na kogoś, kto jest tu dopiero tydzień. Bardzo mi było miło. Faktycznie, dzięki temu, że uczyliśmy się w kraju kilka miesięcy teraz wszędzie się mniej lub bardziej potrafimy dogadać.

Tapioka na targu


Coś dla bibliofilów. Znalazłam na tym targu coś uroczego i praktycznego zarazem: torebka na książkę w postaci okładki wraz z zakładką. I to w kraju, w którym wg Niltona (naszego brazylijskiego nauczyciela portugalskiego w Polsce) w ogóle nie czyta się książek!



A i jeszcze jedna rzecz: automat z książkami w metrze. Różnej ciężkości te książki, każdy znajdzie coś dla siebie, ale co za pomysł!




No i trzecia rzecz, to przecudne książeczki dla dzieci wydawnictwa z SP "Ciranda Cultura". Można by je było przełożyć na polski. Na przykład ta o miłości między dużym misiem (mama? tata?) a małym misiem (dziecko).


"Moja miłość do Ciebie jest tak wielka jak Świat"

Dziś znowu niedziela. Mam chwilę samotności (tu rzadkość!) na pisanie tego bloga. Reszta familii tzn Olek, Lolo, Hela i kuzynka Olka - Weronika, która wspiera nas w opiece nad dzieciakami, pojechali do ZOO. Siedzę sama nad hotelowym basenem, około 28 stopni ciepła, inni goście sobie pływają i zażywają kąpieli słonecznych, a i ja zaraz do nich dołączę. Mmm. Prawdziwa wiosna....
Przesyłam wam trochę tego słonka, wplećcie je w jesienne szaliki i rękawiczki...
Dobranoc!


A na koniec jeszcze kilka zdjęć z parku:






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz