Tymczasowo mieszkamy na Brooklynie. Tuż obok jest California i
Michigan, a na Floridzie jedliśmy wczoraj lunch. Taka niby
amerykańska dzielnica, a co... Z okna hotelu widać sześciopasmową
drogę, potem rzekę (rodem z Pratchetta przysięgam, bo raczej stoi
niż płynie, a jej zapach powala bardziej niż woń nawożonych
naturalnie pól bawarskich, gdy się wychodzi z samolotu w
Monachium!). Za rzeką kolejne sześć pasm tyle, że w drugą stronę. A
za nimi dwa getta, tak charakterystyczne dla tego miasta.
Jedno to getto ubogich - fawele. Wszyscy twierdzą, że nawet
przechodzenie obok jest niebezpieczne, choć są i tacy którzy tam
jeżdżą i nic im się nie dzieje. Ludzie tam są raczej nie z wyboru,
ale z dziedziczenia.
Drugie getto, tuż za murem, to zamknięte miasto. Szalenie drogie i
samowystarczalne. Jest w nim wszystko: urzędy, szkoły, kina,
sklepy, restauracje, banki. Jest tak skonstruowane, że mieszkaniec
nie musi wychodzić w ogóle poza mury, no i nikt nieproszony nie
wślizgnie się do środka. Złota klatka - słodkie więzienie. Z
wyboru? Czy tak bardzo oba się od siebie różnią? Jedni się boją czy
przeżyją do jutra, bo nie mają za co, a drudzy boją się czy ktoś
nie zabierze im tego co mają z życiem włącznie. Może to nie
przypadek, że ze sobą sąsiadują?
Dziś jeszcze dwie myśli o różnicach między Brazylijczykami i
Polakami
Pierwsza: Polak wszystko musi zrobić sam, inaczej nie ma to
wartości, czuje się nieudacznikiem, albo nieudacznicą, która nie
potrafi połączyć pracy na etat ze sprzątaniem mieszkania,
gotowaniem codziennie dla całej rodziny, praniem oraz uprawianiem
ogródka warzywnego. Albo pracy z majsterkowaniem, naprawianiem
samochodu, układaniem fliz/kafelek/płytek w łazience, obsługą
wszelkiego sprzętu AGD/RTV i rolnictwem włącznie. No i przede
wszystkim to poczucie winy, gdy pozwalamy innym by zrobili coś za
nas! "I tak pewnie zrobią to źle..."
Brazylijczycy się z nas śmieją. Oni mało robią sami. Albo inaczej -
każdy robi jedną rzecz a dobrze. Jeden gotuje, drugi sprząta, ktoś
parkuje auta na parkingu, albo świetnie obsługuje w
restauracji. Tu nawet nie możesz sam sobie jedzenia nałożyć na swój
talerz, bo robi to kelner. Ktoś inny jest od podawania napojów, a
kto inny jedzenia, a jeszcze jest np pani której jedynym zadaniem
jest podawanie menu gościom. To nawet jest niegrzeczne, by zabierać
zajęcie innym. Jak ktoś ma pracę umysłową, to prace fizyczne robią
za nią/niego inni ludzie i odwrotnie. To się nazywa WSPÓŁPRACA - u
nas w Polsce zjawisko rzadko występujące.
Choć i w Brazylii nie jest różowo. Na przykład wczoraj wynajęliśmy
firmę sprzątającą by ten nasz nowo-stary dom doprowadzić do jako
takiego wyglądu. No i trzy panie przez 8 godzin sprzątnęły zaledwie
dwa pokoiki, łazienkę i kuchnię. Przy czym słowo
"sprzątnęły" trzeba umieścić w wielkim cudzysłowie. Mam
dziwne podejrzenie, że jak nas nie było, to piły sobie kawkę... No
ale wyleciały na tych swoich miotłach, fru...
Druga myśl (Olka). Brazylijczycy robią sobie druty kolczaste
podpięte do prądu na murach wokół domów czy apartamentowców bojąc
się o swoje dobra i życie, a z drugiej strony oddają kluczyki
do samochodu każdemu kolesiowi, który stoi przed restauracją czy
marketem, by ten zaparkował auto. A Polak do domu wpuści
każdego, ale od samochodu wara...
A może się mylę?
A i jeszcze łabędzie mają czarne...
Na koniec jedno podobieństwo: sposób oznakowania dziur drogowych: