Wyjezdzamy z Kandy na polnocny wschod- w strone Zatoki Bengalskiej, ale po drode chcemy zwiedzic jeszce dwa miejsca.
Pare slow o ludziach. Przez wiekszosc czasu spotykalismy bardzo spokonych i usmiechnietych ludzi- w wiekszosci buddystow. Staralismy sie mieszkac w malych rozinnych pensjonatach bo i jedzenie bylo wysmienite- domowe i mozna bylo sie wiecej dowiedziec o zwyczajach (na szczescie kazdy tu mowi po angielsku) ale tez takie rodziny mialy swoje dzieci wiec Hela miala sie z kim bawic. Tu na zdjeciach to rodzina z Kandy. Maja jeszcze 2 starsze corki. Kobieta ma 34 lata ale wyglada na 24. Powieziala mi ze na Sri Lance zieci sie karmi piersia conamnie o 2,5 roku, a panstwo zaxeca o eszcze luzszeo karmienia. Ona swejo synka karmi juz 3,5 roku i nie mowi o konczeniu. Kiedy ludzie dowiadywali sie ze jestem w ciazy, to zazwyczaj martwili sie tym, co sie stalo ze przestalam karmic Helenke tak szybko. A ja myslalam, ze te moje 15 miesiecy karmienia to niezly wynik... Co kraj to obyczaj, ale dzieci wygladaja naprawe zdrowo, sa spokojne, usmiechniete, ale nie rozkapryszone. A potem tacy sa tez dorosli. Moze cos w tym jest by karmic dlugo?
Kobiety chodza tu zwykle ubrane w sari (czyli na modle indyjska- jeden dlugi kawalek materialu misternie upleciony w suknie) lub luzne spodnice. Wygladaja przez to bardzo kobieco i ladnie bez wzgledu na wiek. Mezczyzni w sponiach i koszulach, ale rownie czesto w sarongach, czyli dlugich sponicach, ktore mozna skracac, gdy sie chce cos szybciej robic (zdejcie takiego mezczyzny jest poscie "Negombo").
Szczegolnie pogodni byli ludzie z centralnych prowincji, ale tez najzadziej docieraja tu biali. Na poluniu gdzie spedzilismy ostatni tydzien wszystko wyglada jak na zachodzie, no i turystow pelno.
Z Kandy poechalismy o Dambulli, gdzie jest piekbna swiatynia zlozona z kilku wyrazonych w skalach jaskiniach, a stamtad o Singiryi- niesamowiteo miasta? fortecy? czy tez klasztoru pochodzaceo z trzeciego wieku prze nasza era! A wszystko to na sterczacej na rowninie przedziwnej skale. Zamieszkalismy znow u rodziny z dziecmi. W kolo dzungla, mnostwo ptakow (Ula bys oszalala)- np dzikie pawie, ktore na noc wchodzily na najwyzsze drzewo, a na dzien schodzily. Malpy, olbrzymie jezioro z lotosami (narodowy kwiat Sri Lanki), w ktorym okoliczni mieszkancy sie myli i prali (ponoc nie ma krokodyli, ale nie sprawdzalismy...)
Na szczycie tej skaly cudowny widok na okolice, w grotach rysunki kobiet (harem? Tara?) sprzed wielu wiekow, a kolory \zywe niesamowicie. Nazwa Singirya znaczy albo gardlo lwa, albo skala lwa (rozne wersje), gdyz wejscie na szczyt prowadzilo poprzez olbrzymi lwi pysk (zostalu z niego jedynie lapy).
Jak widzicie nie daje zadnych zdjec, bo okazalo sie po kilku dniach, ze cala- pelna karta naszych zjec sie zepsula... Nie ma ani jednego! Na szczescie kilka jest na blogu. Kupilismy nowa karte, a jak wrocimy do domu, to Olek sprobuje odzyskac chociaz czesc. Mam nadzieje ze sie uda...:-)