Mmmniam.
Temat długi jak rzeka i to rzeka tutejsza czyli Amazonka, więc pewnie pokroję go na kawałki.
Dzisiaj: moje Pierwsze Wrażenia (często już nieaktualne!):
1. Na śniadanie Brazylijczycy jedzą jakieś przyciężkie buły czyli pao de queijo [czyt. pao de kejżo]. To małe bułeczki z ciasta z dodatkiem sera.
2. Obiad. Nie składa się zazwyczaj z zestawu: ziemniaki+kotlet+ surówka, lecz z wielu kolorowych dań z obowiązkowym deserem na końcu i espresso (nawet o północy!). Oczywiście obiad je się wieczorem, choć lunch może być równie obfity. Restauracje są często otwierane dopiero po 19.00 a nawet i 20.00.
3. Z jakiegoś, jeszcze przeze mnie nie odkrytego powodu, nie można zjeść nigdzie pizzy przed godziną 18.00.
4. Wegetarianin może w wielu miejscach umrzeć z głodu, mimo obfitości warzyw i owoców w tym kraju.
5. Wszystko jest świeże, gotowane w danym dniu, istnieje mnóstwo knajpek, które serwują jedynie lunche i działają od 12.00 do 15.00.
6. Zupy właściwie nie istnieją.
7. Śmietana też nie. Uuuuu...
8.Twaróg nie jest kwaśny!
9. Kawa. Jest pyszna. Diabelnie mocna. Pija się ją przez cały dzień w ilościach, które mogłyby przyprawić o palpitacje serca. Espresso nazywa się po portugalsku "bica". Jest tak legenda związana z tą nazwą. Ponoć Portugalczycy skarżyli się Brazylijczykom, że kawę, którą od nich przywożono, nie da się pić, gdyż jest za gorzka i zbyt mocna. Dlatego Brazylijczycy na workach z kawą pisali BICA, co jest rzekomo skrótem od "beber isso com acucar", a co znaczy "pijcie to z cukrem"...
10. Dania są raczej słodkie, mało wyraziste i nie ostre (pieprzu i ostrej papryki nie używają).
11. Główne, tradycyjne i obowiązkowe danie do każdego obiadu to feijao [czyt. feżą] czyli fasola oraz ryż.
12. W środę się jada feijoada [feżoada] czyli fasolę z mięsem - takimi resztkami jak w bigosie.
13. Najbardziej przeraziło mnie zapatrzenie Brazylijczyków w kuchnię amerykańską: hamburgery, fryty i inne rzeczy w panierce smażone na głębokim tłuszczu! Przy takich możliwościach jakie mają u siebie??! Poniżej w wersji z polotem:
A teraz wrażenia i realność po półtorej roku pobytu tu:
1. Przepisy brazylijskie są bardzo proste. Jeśli piszę bardzo to mam na myśli baaaaaardzo proste. Zajmują około PIĘCIU minut do maksymalnie dziesięciu minut przygotowań. Podstawowym (i jedynym) narzędziem pracy w kuchni jest liquidificador czyli po naszemu blender kielichowy. Składniki wrzucasz i rozdrabniasz, a potem wlewasz do blachy z dziurą i albo pieczesz, albo wkładasz do lodówki. Koniec.
Żadnego tam potrójnego mielenia maku i ucierania masy aż do zakwasów rąk. Nic z tego. Krótko i przyjemnie. A i efekt jest ciekawy. No dobrze to nie to samo co polski sernik, ale szybsze.
2. Kwaśnej śmietany nie ma, ale można wymieszać coś co się nazywa nata (tłuszcz mleczny do wypieków) z jogurtem i mamy śmietanę prawie...
3. Twarogi dobre robią w sąsiednim stanie - Minas Gerais. Mają tam mnóstwo krów i doświadczenie serowarskie. Pyszny wychodzi im ser typu burrata: biała kula z grubszą skórką, a w środku lejący się twarożek.
4. No a co do fasoli z ryżem, to nasze dzieci nie chcą nic innego jeść, uratuje to każdego wegetarianina, bo jednak przeważnie fasola jest bezmięsna, a nawet wujek Bartek się przekonał do tego zestawu i wprowadził do studenckiego menu...
5. Nie powinnam tego pisać, ale jeśli jesteś mięsożercą, to tu znajdziesz swój raj i porzucisz marne polskie świnki na rzecz tutejszych krów pasących się leniwie na cieplutkich łąkach. No chyba że nie lubisz tego co Helenka: "mamusiu uwielbiam ten czerwony soczek, który tak tryska z mięska, gdy go przegryzam", a moje wegetariańskie serce krwawi...
wtorek, 20 czerwca 2017
niedziela, 18 czerwca 2017
Urodziny Heli, Miesiąc Zoriana i zimowe weekendy
Tak wygląda nasza trójka po miesiącu. Zorian jest już coraz bardziej krągły i dłużej bywa przebudzony.
Niedawno obchodziliśmy też szóste urodziny Helenki. Przyjęcie odbyło się na podwórku w towarzystwie kilku najbliższych koleżanek i ich rodziców.
Ale przede wszystkim obecnością swoich koleżanek i cioci z wujkiem. Tu widzicie tradycyjny stolik urodzinowy z tortem (jadalnym) i obowiązkowymi truflami brigadeiros (najlepszymi bo zrobionymi przez Weronikę).
A zaraz potem Zorian skończył pierwszy miesiąc:
Ups. Przepraszam, jeszcze jestem w dezabilu...
Teraz będzie oficjalniej:
I zaliczył pierwszą wyprawę nad ocean jak na prawdziwego Brazylijczyka przystało! Trafiliśmy na maleńką plażę blisko Guaruja - Prainha Branca czyli na Białą Plażyczkę.
I choć szału temperaturowego nie było, bo w końcu mamy środek zimy, to przyjemnie się było pobyczyć na piasku. Przyroda była wokół dzika i ludzie też z tych bardziej dzikich, wolnych i kombinujących oraz palących zielska wszelakie. Tak wyglądał na przykład jeden z kempingów:
A tuż przy plaży boisko i niedzielny mecz oldbojów ściągający liczną widownię:
Trzeba przyznać, że po poprzedniej zimie, kiedy zmarzliśmy tu okropnie, w tym roku byliśmy naprawdę przygotowani. A tymczasem zimy nie ma. Piękne niedziele z temperaturą około 25 stopni. To pozwala na wycieczki po okolicach.
Na przykład do Świątyni Zu Lai w Cotia:
Której Mistrzyni Miao Yen koniecznie chciała sobie zrobić zdjęcie z naszymi szalejącymi po dziedzińcu pociechami:
A tuż obok mieliśmy okazję zobaczyć z bliska lokalne małpki:
A na koniec kolejna radosna wieść. Weronika urodziła 10 czerwca Zosię! Słodkie dzieciątko.
Etykiety:
Ameryka południowa,
Cotia,
podróże z dziećmi,
Prainha Branca,
Sao Paulo,
Zu Lai
sobota, 3 czerwca 2017
Festa Junina 2017
Znowu czerwiec i drugie już nasze Święto Czerwcowe, czyli Festa Junina [Żunina], według Lola mieliśmy Festa Żulina ( od "żula" jak przypuszczam...). Tym razem byliśmy już lepiej przygotowani. To cudo u góry to to Kuskuz kukurydziany w wersji wegetariańskiej. Takie danie tradycyjne. Moje dzieło! Przygotowane do szkoły Heli. Na końcu podam przepis. Dla Lola zaś piekłam ciasto kukurydziano-kokosowe. Prawie wszystkie dania są w tym dniu kukurydziane, bo jest to święto kukurydzianych żniw - najważniejszego zboża w Ameryce Południowej. Tak się złożyło, że jednego dnia mieliśmy rano uroczystość u Lola a popołudniu u Helenki.
Dzieci, dzięki pomocy cioci Jadzi, wyglądały przepięknie. Lolo w stroju pasterza z kapeluszem brazylijskim, a Hela w stroju pół- krakowskim rano
i w pełni krakowskim u siebie w szkole. W tle widzicie jedną z typowych zabaw z tej okazji to jest łowienie ryb na wędkę. Klasa Heli przygotowała ją w nieco zmienionej wersji. Zrobili kocioł czarownicy, a w nim różne obrzydliwości, które można wyławiać (co właśnie robi Lolo). Nie zabrakło też tradycyjnych tańców. A ponieważ Brazylia miesza wszystkie rasy i kultury, więc klasa Helenki przygotowała taniec indiański z łukiem pod okiem ich nauczyciela WuEfu, który jest Indianinem. A że Hela była w stroju krakowskim, więc miks kulturowy był tym większy...
Inny przykład łączenia odmienności. Festa Junina na terenie buddyjskiej świątyni zen pod Sao Paulo. Chińska architektura w połączeniu z brazylijskimi świątecznymi chorągiewkami.
Lolo, w przeciwieństwie do ubiegłego roku, prowadził prym w tańcach. I czuł się bardzo swobodnie.
Widać to zarówno na filmiku, jak i na zdjęciach:
Tu Lolo ze swoja ulubioną koleżanką Mariną. Tworzą duet niebezpiecznie wybuchowy.
A tu z Mariną i Martinem w tańcu:
Choć i miewa czas, gdy jest tylko w swoim świecie. Tu łowi ryby.
A na koniec obiecany przepis na Cuskuz Paulista (czyli Kuskus Paulistański- z Sao Paulo). W wersji oryginalnej zamiast soczewicy są sardynki lub ewentualnie kurczak, którego trzeba poddusić.
Ogólnie dodaje się do niego to, co się aktualnie posiada w kuchni. Wyszło tego dość dużo- na dwa naczynia, więc można spokojnie zrobić pół. Ja dałam jak następuje:
CUSCUZ
1. puszka kukurydzy
2. szklanka oliwek pokrojonych w talarki
3. dwa pomidory bez skórki pokrojone w małą kostkę
4.3-5 łyżek koncentratu pomidorowego
5. 2 kostki rosołowe lub sól i przyprawy
6. 4 jajka ugotowane na twardo i przekrojone na pół
7. dwie duże szklanki kaszki kukurydzianej
8. 1,5 litra wrzącej wody
9. 1 cebula pokrojona drobno
10. kilka ząbków czosnku pokrojone drobno
11. sól, oliwa, pieprz i papryka słodka w proszku do przyprawienia
12. szklanka soczewicy czerwonej
13. Palmito ze słoika pokrojone drobno (to serca palm w zalewie octowej, można je zastąpić ogórkami kiszonymi lub octowymi. Albo pominąć)
ewentualnie inne dodatki jak: sardynki, groszek zielony, natka pietruszki, papryka słodka pokrojona w kosteczkę i inne
Przygotowanie (czas max: 25-30 minut):
- Blachę z dziurą w środku ( podobną jak do babki wielkanocnej) lub miskę natrzyj oliwą i udekoruj połówkami jajek (żółtkiem do ścianek) oraz natką pietruszki i/lub groszkiem (jeśli lubisz)
- W dużym garnku zeszklij cebulę na oliwie, pod koniec dodając czosnek.
- Zalej to wrzątkiem i wrzuć rosołki (zamiast tego może być własnoręcznie zrobiony wywar z warzyw) oraz popłukaną soczewicę. Gotuj 5-10 minut, aż soczewica się rozpadnie.
- Dopraw koncentratem, papryką, solą, pieprzem i ewentualnie ziołami. Winno być na dość słone, by nadać później smaku kaszy kukurydzianej.
- Wrzuć kukurydzę, oliwki, pomidory i inne ewentualne dodatki. Zacznij stopniowo dodawać kaszę kukurydzianą. Ciągle mieszając gotuj 5 minut aż zgęstnieje.
- Wyłącz i przełóż do formy lub miski z jajkami. Masa powinna wypełniać blachę ale nie wystawać ponad. Wyrównaj dobrze powierzchnię. Zostaw by trochę przestygło i zastygło. Wtedy odwróć blachę na talerzu, by kuskus wypadł na talerz. Dobre jest serwowane lekko ciepłe, ale można też przechowywać w lodówce przez kilka dni.
Smacznego!
To wersja z miski.
P.S. Dla tych, którzy nie mogą zobaczyć filmików. Trzeba kliknąć w pojawiający się tam komunikat: Aktywuj AdobeFlesh lub jeśli to nie działa w "Poszukaj aktualizacji" i potem zatwierdzić aktualizację, którą komputer znajdzie.
Etykiety:
Ameryka południowa,
Brazylia,
Festa Junina,
kuchnia brazylijska,
kuchnia wegetariańska,
Sao Paulo,
tradycje
Lokalizacja:
Sao Paulo, São Paulo, Brazylia
Subskrybuj:
Posty (Atom)