Mam taką swoją teorię, że metro oddaje charakter miasta. Na przykład paryskie miało tak intensywny zapach jak perfumy
Francuzek. Ten zapach uwodził, ale i dusił zarazem, zakrywając smród,
który był pod spodem. No a stacje piękne, jak stroje paryżan.
A
tutaj metro nie pachnie. Nie śmierdzi również. Stacje są nijakie. Ani
ładne, ani brzydkie. Może i to miasto takie jest. Nijakie albo nie do
wyczucia?
I ludzie. Ani przesadnie eleganccy, mimo że potomkowie Włochów, ani ekstrawaganccy jak w Londynie.
Mam
na imię Ela. Tutaj to imię jest nijakie jak to miasto. Moje imię
oznacza "ona". Zupełnie bezosobowo. Tak się czuję. Bez pracy. Bez
zajęcia, które dawałoby mi możliwość odciśnięcia choć trochę swojej
osobowości w tkance rzeczywistości. Bez wizy. Bez konta. Bez płynnej
znajomości języka. Obserwuję zatem. Jak widz.
czwartek, 26 listopada 2015
czwartek, 19 listopada 2015
Co nas zaskoczyło w Sao Paulo?
Dziś trochę o różnych małych i większych rzeczach, które nas tu zadziwiły. Poniżej lista, choć kolejność jest zupełnie przypadkowa.
1. Pompki do pompowania koła zamontowane we wszystkich kołach niektórych ciężarówek czy autobusów, aby nie zatrzymywać się gdy złapie się gumę. Ze względów bezpieczeństwa jak przypuszczamy.
2. Światła na przejściach dla pieszych. Są tak różnorodne, że aż miło. Rzadko kiedy to "chłopek" jak u nas. W japońskiej dzielnicy np. mają kształt lampionów, albo bram.
3. Numeracja domów. (My mamy np nr 1556). To odległość w metrach od początku ulicy. A parzysta lub nieparzysta cyfra na końcu wskazuje po której stronie jezdni jest dom. Sprytne?
4. Słowo "meia" - dosłownie "pół". Oznacza pół (np pół godziny). Oznacza też skarpetę (bo jedną z dwóch czyli pół). Oznacza również 6, bo to połowa z 12. I gdy ktoś ci dyktuje numer telefonu, to zamiast 6 mówi "meia". Przedziwna logika...
5. Miejsca parkingowe dla osób starszych (za okazaniem stosownej legitymacji) są, za to dla rodzin z dziećmi czy kobiet w ciąży nie.
6. Wszelkie spowolnienie internetu czy problemy z łączem telefonicznym zwala się tu na pogodę, jak w Polsce zmiany nastroju.
7. W łazienkach powszechne są kafelki z wgłębieniem na mydło oraz z wgłębieniem i rolką na papier toaletowy. Bardzo sprytne rozwiązanie. A przy okazji: wszędzie w toaletach napisy, żeby nie wrzucać papieru do sedesu, (tylko do kosza jak podejrzewam...)
8. Zabezpieczenia domów: drut kolczasty, kolce, kamery oraz strażnik w budce na ulicy. Poniżej widać kolce, drut pod napięciem i kamerę.
9. Handel uliczny. Kwitnie wszędzie. Szczególnie w powszechnych tu korkach. Na światłach można podziwiać żonglerów lub pana sprzedającego ściereczki. Jak to mówią: "Gdzie spotka się dwóch Brazylijczyków, to zaraz znajdzie się trzeci, który sprzeda im piwo."
A tu piątek koło siedemnastej. Dzielnica biurowców w okolicy stacji kolejki miejskiej. Przenośny grill, muzyka i piwko. Czego ludziom więcej do szczęścia potrzeba, gdy zaczyna się weekend..
10. Numer rejestracyjny samochodu. Jego ostatnia cyfra decyduje o tym w który dzień tygodnia nie wolno ci jeździć autem po mieście. My mamy 9, więc auto musi stać w piątek 7-10 i 17-20. I rób tu sobie co chcesz...
11. W niedziele mnóstwo dróg zamienia się w ścieżki rowerowe (7-16). W związku z tym maksymalna prędkość zostaje obniżona z 50 do 40 km/h, a wiele skrzyżowań nie istnieje wtedy dla samochodów. Główna aleja miasta Avenida Paulista zamienia się na ten czas w ścieżkę rowerową oraz olbrzymi deptak, pełen straganów, muzyków i innych artystów oraz spacerujących ludzi, a przede wszystkim ludzi tańczących sambę... Poniżej Paulista w niedzielę.
A gdy ktoś zaczyna grać, inni zaczynają tańczyć i jest impreza ;-)
12. Kaktusy rosnące same z siebie na drzewach (te pionowe takie):
A czasem ktoś sam sadzi storczyki na drzewach i pięknie jest:
13. Manekiny w rozmiarze grande
14. Taksówka dla psów
I wiele innych, ale to już innym razem. Pa
1. Pompki do pompowania koła zamontowane we wszystkich kołach niektórych ciężarówek czy autobusów, aby nie zatrzymywać się gdy złapie się gumę. Ze względów bezpieczeństwa jak przypuszczamy.
2. Światła na przejściach dla pieszych. Są tak różnorodne, że aż miło. Rzadko kiedy to "chłopek" jak u nas. W japońskiej dzielnicy np. mają kształt lampionów, albo bram.
3. Numeracja domów. (My mamy np nr 1556). To odległość w metrach od początku ulicy. A parzysta lub nieparzysta cyfra na końcu wskazuje po której stronie jezdni jest dom. Sprytne?
4. Słowo "meia" - dosłownie "pół". Oznacza pół (np pół godziny). Oznacza też skarpetę (bo jedną z dwóch czyli pół). Oznacza również 6, bo to połowa z 12. I gdy ktoś ci dyktuje numer telefonu, to zamiast 6 mówi "meia". Przedziwna logika...
5. Miejsca parkingowe dla osób starszych (za okazaniem stosownej legitymacji) są, za to dla rodzin z dziećmi czy kobiet w ciąży nie.
6. Wszelkie spowolnienie internetu czy problemy z łączem telefonicznym zwala się tu na pogodę, jak w Polsce zmiany nastroju.
7. W łazienkach powszechne są kafelki z wgłębieniem na mydło oraz z wgłębieniem i rolką na papier toaletowy. Bardzo sprytne rozwiązanie. A przy okazji: wszędzie w toaletach napisy, żeby nie wrzucać papieru do sedesu, (tylko do kosza jak podejrzewam...)
8. Zabezpieczenia domów: drut kolczasty, kolce, kamery oraz strażnik w budce na ulicy. Poniżej widać kolce, drut pod napięciem i kamerę.
![]() |
To jest budka strażnika na naszej ulicy. |
9. Handel uliczny. Kwitnie wszędzie. Szczególnie w powszechnych tu korkach. Na światłach można podziwiać żonglerów lub pana sprzedającego ściereczki. Jak to mówią: "Gdzie spotka się dwóch Brazylijczyków, to zaraz znajdzie się trzeci, który sprzeda im piwo."
![]() |
w korku |
10. Numer rejestracyjny samochodu. Jego ostatnia cyfra decyduje o tym w który dzień tygodnia nie wolno ci jeździć autem po mieście. My mamy 9, więc auto musi stać w piątek 7-10 i 17-20. I rób tu sobie co chcesz...
11. W niedziele mnóstwo dróg zamienia się w ścieżki rowerowe (7-16). W związku z tym maksymalna prędkość zostaje obniżona z 50 do 40 km/h, a wiele skrzyżowań nie istnieje wtedy dla samochodów. Główna aleja miasta Avenida Paulista zamienia się na ten czas w ścieżkę rowerową oraz olbrzymi deptak, pełen straganów, muzyków i innych artystów oraz spacerujących ludzi, a przede wszystkim ludzi tańczących sambę... Poniżej Paulista w niedzielę.
A gdy ktoś zaczyna grać, inni zaczynają tańczyć i jest impreza ;-)
12. Kaktusy rosnące same z siebie na drzewach (te pionowe takie):
A czasem ktoś sam sadzi storczyki na drzewach i pięknie jest:
13. Manekiny w rozmiarze grande
14. Taksówka dla psów
I wiele innych, ale to już innym razem. Pa
Etykiety:
Ameryka południowa,
Brazylia,
ciekawostki,
różnice kulturowe,
Sao Paulo,
styl życia
niedziela, 15 listopada 2015
Dźwięki wsi
Korzystając z okazji, jaką był intensywny kurs jogi z Faeq Biria, odwiedziliśmy jedno z historycznych gospodarstw w Brazylii tuż obok miejscowości Tremembe. Fazenda Maristela powstała w połowie XIX wieku, założona przez jednego z baronów. Pierwotnie była plantacją kawy utrzymywaną dzięki pracy niewolników. W 1888 upadła, co miało niewątpliwie związek ze zniesieniem niewolnictwa rok później. Z tym związane jest święto, które obchodziliśmy w ubiegły piątek (20. listopada) - Dia Nacional da Consciência Negra czyli Narodowy Dzień Świadomości Ciemnoskórych (dosłownie "Czarnej Świadomości").
Ja wylewałam siódme poty na macie, w sali, w której kiedyś zapewne odbywały się bale i msze.
Dzieci jeździły konno, pływały w basenie, męczyły krowy, Hela uczyła się jazdy na rowerze na dwóch kółkach, a Olek gawędził z obecnym właścicielem tej posiadłości - Teodorem.
Dowiedział się od niego, że po plantacji kawy próbowano tu hodować bydło, potem na 25 lat teren wykupił zakon Trapistów z Francji. Gdy ojczulkowie się wyprowadzili, próbowano tu różnych rzeczy. Teodor jest trzecim pokoleniem nowych właścicieli. Na 2500 hektarów uprawia organiczne warzywa, hoduje krowy i przetwarza ich mleko, ma trochę koni, a w starych murach odbywają się warsztaty i mieszczą klimatyczne pokoje. Miejsce jest wyjątkowe. Obejmuje część gór Mantiqueira oraz spory odcinek rzeki Paraiba. Zresztą zobaczcie sami.
Mieliśmy możliwość doświadczenia brazylijskiej wiejskiej przyrody. Same zdjęcia tego nie oddadzą, więc zamieszczam poniżej dwa nagrania do odsłuchania. Jedno wieczorne i jedno o świcie. Wszystkie dźwięki wydają zwierzęta. To "uderzanie" to żaby albo żółwie. Niestety nie oddaje to w pełni bogactwa otaczającej przyrody, jej zapachu, ciepła i wilgoci, latających o zmierzchu olbrzymich świetlików, modliszek czy gekonów. Spróbujcie to sobie jednak wyobrazić...
O świcie....
I o zmierzchu....
Ja wylewałam siódme poty na macie, w sali, w której kiedyś zapewne odbywały się bale i msze.
Dzieci jeździły konno, pływały w basenie, męczyły krowy, Hela uczyła się jazdy na rowerze na dwóch kółkach, a Olek gawędził z obecnym właścicielem tej posiadłości - Teodorem.
Dowiedział się od niego, że po plantacji kawy próbowano tu hodować bydło, potem na 25 lat teren wykupił zakon Trapistów z Francji. Gdy ojczulkowie się wyprowadzili, próbowano tu różnych rzeczy. Teodor jest trzecim pokoleniem nowych właścicieli. Na 2500 hektarów uprawia organiczne warzywa, hoduje krowy i przetwarza ich mleko, ma trochę koni, a w starych murach odbywają się warsztaty i mieszczą klimatyczne pokoje. Miejsce jest wyjątkowe. Obejmuje część gór Mantiqueira oraz spory odcinek rzeki Paraiba. Zresztą zobaczcie sami.
Mieliśmy możliwość doświadczenia brazylijskiej wiejskiej przyrody. Same zdjęcia tego nie oddadzą, więc zamieszczam poniżej dwa nagrania do odsłuchania. Jedno wieczorne i jedno o świcie. Wszystkie dźwięki wydają zwierzęta. To "uderzanie" to żaby albo żółwie. Niestety nie oddaje to w pełni bogactwa otaczającej przyrody, jej zapachu, ciepła i wilgoci, latających o zmierzchu olbrzymich świetlików, modliszek czy gekonów. Spróbujcie to sobie jednak wyobrazić...
O świcie....
I o zmierzchu....
Etykiety:
Ameryka południowa,
Brazylia,
fazenda,
góry,
interior,
przyroda,
Tremembe,
wiejskie życie,
wieś
Lokalizacja:
Tremembé, Tremembé - SP, Brazylia
środa, 11 listopada 2015
Akcenty niepodległościowe
Staraliśmy się na nasz skromny sposób uczcić Święto Niepodległości. Ale tak na wesoło. Ciocia Ula kazała dzieciom puścić bajkę na ten temat. Hela oglądając bała się piekielnie wojny. Mam nadzieję, że nie będzie miała traumy...
Lolo natomiast zapuścił sobie mango-wąsy a la Wałęsa - specjalnie na tę okazję. Pomyliło mu się z 13 grudnia ewidentnie.
sobota, 7 listopada 2015
Okinawa Festiwal
W sobotę Erika, która pracuje dla Olka i która jest mamą Mileny - koleżanki Helenki, zaprosiła nas na Festiwal Okinawy. Odbywa się on raz do roku we wschodniej części Sao Paulo, oddalonej zaledwie 30 km od naszego domu. W tej dzielnicy (Vila Nova Manchester) mieszka wielu potomków ludzi, którzy przybyli z tej najbardziej na południe położonej wyspy Japonii.Mieliśmy okazję się dowiedzieć, że sami mieszkańcy Okinawy bardzo podkreślają swą odrębność i odmienność od reszty Japończyków. I z wzajemnością. Dla prawdziwego Japończyka Okinawczyk nie jest Japończykiem. Dlatego zazwyczaj stronią od siebie nawzajem.
Tu właśnie wchodzimy na imprezę, gdzie zgodnie ze zwyczajem przynosi się lub kupuje podstawowe artykuły spożywcze jako formę biletu. A zebrane jedzenie zostanie rozdane ubogim. Wewnątrz mnogość kramów ze specjałami z Okinawy. Głównie sushi, makarony, zupy bardzo bogato przyprawione. Ja jadłam grzyby Shimeji na maśle oraz ryż z sosem miso. Naprawdę wyborne! A na deser lody w tempurze, czyli kulka lodów w cieście smażona na głębokim oleju. na zewnątrz gorące, a w środku zimne.
Aha, właśnie dowiedziałam się, że tak wyglądają shimeji:
Oprócz jedzenia podziwialiśmy występy.
Niebywale licznej i głośnej grupy młodych tancerzy z bębnami:
Wiekowych już dam:
oraz karateków w szerokim przedziale wiekowym:
Publiczność również dopisywała:
Wieczorem zaś spotkaliśmy Isadorę z Brazylii, której babcia jest z Okinawy, a która spacerowała w bluzie z napisem "Polska" kupionej w Krakowie, gdy była tam niedawno na wycieczce studenckiej. Musiała biedna zmarznąć. A co, taki polski akcent na koniec. Dobranoc.
Tu właśnie wchodzimy na imprezę, gdzie zgodnie ze zwyczajem przynosi się lub kupuje podstawowe artykuły spożywcze jako formę biletu. A zebrane jedzenie zostanie rozdane ubogim. Wewnątrz mnogość kramów ze specjałami z Okinawy. Głównie sushi, makarony, zupy bardzo bogato przyprawione. Ja jadłam grzyby Shimeji na maśle oraz ryż z sosem miso. Naprawdę wyborne! A na deser lody w tempurze, czyli kulka lodów w cieście smażona na głębokim oleju. na zewnątrz gorące, a w środku zimne.
![]() | |
Lody w tempurze przekrojone na pół i nadgryzione... |
![]() |
Placki z tartych warzyw z krewetkami |
Oprócz jedzenia podziwialiśmy występy.
Niebywale licznej i głośnej grupy młodych tancerzy z bębnami:
Wiekowych już dam:
oraz karateków w szerokim przedziale wiekowym:
Publiczność również dopisywała:
Wieczorem zaś spotkaliśmy Isadorę z Brazylii, której babcia jest z Okinawy, a która spacerowała w bluzie z napisem "Polska" kupionej w Krakowie, gdy była tam niedawno na wycieczce studenckiej. Musiała biedna zmarznąć. A co, taki polski akcent na koniec. Dobranoc.
Etykiety:
Ameryka południowa,
Brazylia,
festiwal,
mniejszość japońska,
Okinawa,
podróże z dziećmi,
Sao Paulo
poniedziałek, 2 listopada 2015
Święto Zmarłych w Brazylii
Dniem wolnym tutaj jest 2. listopada - dzień Zaduszny. Ludzie idą wtedy na groby z kwiatami, właściwie z takimi jak u nas. Nie ma zniczy i światła. W ogóle wygląda to bardzo skromnie. Czasem ktoś tylko takie zwykłe świeczki zapali. Nie ma to tego klimatu co w Polsce...
Powyżej i poniżej cmentarz niedaleko naszego domu popołudniu w Zaduszki.
A tak wyglądał we Wszystkich Świętych na Ilhabeli:
Groby tu były raczej skromne. Stare wykafelkowane. Nowe to właściwie miejsce na urnę w ścianie ze zdjęciem.
Najczęstsza postacią Maryi jest tutaj Nossa Senhora da Conceição Aparecida, czyli Nasza Pani z Aparecida. Ciemnoskóra jak większość ludzi.
Stare kościoły są przeważnie maleńkie, malowane na biało i niebiesko. Ten jest wyjątkowo okazały- to główny kościół na Ilhabela
Tutaj maleńki kościółek na "naszej plaży".
Powyżej i poniżej cmentarz niedaleko naszego domu popołudniu w Zaduszki.
A tak wyglądał we Wszystkich Świętych na Ilhabeli:
![]() | |||||||||
Groby tu były raczej skromne. Stare wykafelkowane. Nowe to właściwie miejsce na urnę w ścianie ze zdjęciem.
Najczęstsza postacią Maryi jest tutaj Nossa Senhora da Conceição Aparecida, czyli Nasza Pani z Aparecida. Ciemnoskóra jak większość ludzi.
Stare kościoły są przeważnie maleńkie, malowane na biało i niebiesko. Ten jest wyjątkowo okazały- to główny kościół na Ilhabela
Tutaj maleńki kościółek na "naszej plaży".
Etykiety:
Ameryka południowa,
Brazylia,
Ilhabela,
święto zmarłych,
wyspy,
zwyczaje
niedziela, 1 listopada 2015
No ile można o tej wyspie...
Obiecuję, że to ostatni post o tej wyspie!
Mają tu duże poczucie humoru, co widać na przykładzie toalet publicznych.
W weekendy jest też mim, który cały dzień chodzi po starówce, ku uciesze dzieciarni. I ma najwyraźniej miejski etat.
W pierwszy dzień tutaj trafiliśmy na Pierwszy Festiwal Banana, gdzie serwowano m.in lazanię bananową, Caipirinię bananową (drink na bimbrze), acai z bananami, jak to poniżej i wiele więcej przy blusowej muzyce ze sceny.
Co to jest acai? To owoc z rejonu Amazonki, rosnący na palmach, trochę jak aronia, albo czarna porzeczka, ale nie tak kwaśny. Uzależnia ;-) Podaje się go głównie w formie zmrożonej. Jako takie lody. Do tego musli, albo różne owoce i mleczko skondensowane. Niebo w gębie i ponoć działa leczniczo na wiele dolegliwości. My najbardziej wierzymy w jego działanie odchudzające..
Tak wygląda acai w kartonie:
A tak wygląda acaiowy potwór:
Plażowanie też może mieć styl...
Ale trzeba o to zadbać, wybierając się jak Olek do miejscowego fryzjera, który golił brzytwą...
Musieliśmy go potem długo uspokajać ;-) Olka oczywiście, a nie fryzjera...
Na zdjęciu wyborny gulasz z ryby (ja nie próbowałam), obok równie wyborna co grzmocąca po głowie Caipirinia i oliwa w bardzo brazylijskiej butelce. Pycha!
No i kilka ostatnich fotek z plaży gdy świeci słońce:
I gdy pada deszcz:
Mają tu duże poczucie humoru, co widać na przykładzie toalet publicznych.
W weekendy jest też mim, który cały dzień chodzi po starówce, ku uciesze dzieciarni. I ma najwyraźniej miejski etat.
W pierwszy dzień tutaj trafiliśmy na Pierwszy Festiwal Banana, gdzie serwowano m.in lazanię bananową, Caipirinię bananową (drink na bimbrze), acai z bananami, jak to poniżej i wiele więcej przy blusowej muzyce ze sceny.
Co to jest acai? To owoc z rejonu Amazonki, rosnący na palmach, trochę jak aronia, albo czarna porzeczka, ale nie tak kwaśny. Uzależnia ;-) Podaje się go głównie w formie zmrożonej. Jako takie lody. Do tego musli, albo różne owoce i mleczko skondensowane. Niebo w gębie i ponoć działa leczniczo na wiele dolegliwości. My najbardziej wierzymy w jego działanie odchudzające..
Tak wygląda acai w kartonie:
A tak wygląda acaiowy potwór:
Plażowanie też może mieć styl...
Ale trzeba o to zadbać, wybierając się jak Olek do miejscowego fryzjera, który golił brzytwą...
Musieliśmy go potem długo uspokajać ;-) Olka oczywiście, a nie fryzjera...
Na zdjęciu wyborny gulasz z ryby (ja nie próbowałam), obok równie wyborna co grzmocąca po głowie Caipirinia i oliwa w bardzo brazylijskiej butelce. Pycha!
No i kilka ostatnich fotek z plaży gdy świeci słońce:
I gdy pada deszcz:
Albo jest tak pośrodku:
![]() |
O matko, to płynie... |
Ale styl trzeba trzymać:
No i to już koniec wyspy...
pa Ilhabela
Subskrybuj:
Posty (Atom)