Karnawał w toku, wszyscy (oprócz pracowników Olka ;-) mają wolne i jeśli nie zapełniają tłumnie skwarnych plaż, to piją i tańczą na codziennych ulicznych imprezach na Villa Magdalena (coś a la krakowski Kazimierz). Poniżej zestaw karnawałowicza:
Kobiety zazwyczaj ubierają tylko coś na głowę: wianek (na zdjęciu), a najczęściej welon ślubny (??), faceci zaś często wkładają sukienki. Do tego obowiązkowy plastikowy (bywają oldskulowe z aluminium) kubeczek, który zawieszają sobie na smyczy na szyi. Służy do umieszczania w nim puszki lub butelki z piwem, by oswobodzić ręce (do tańca? pisania esemesów? papierosa?). Mogłoby to być niezłym patentem na juwenalia.
Co robi reszta, w tym rodziny z dziećmi? Jeździ na wycieczki. My wybraliśmy się wczoraj do Parku Stanowego Cantareira rozciągającego swe zbocza na północnych obrzeżach Sao Paulo. Miejsce ciche, piękne, a ze szczytu jednego wzgórza rozciąga się panorama tego monstrualnego miasta.
Co to ma wspólnego z motylami i Zwrotnikiem Koziorożca? Otóż zwrotnik ten przebiega właśnie przez park i mieliśmy możliwość go przekroczyć w sposób niezauważalny. Helenka zwróciła uwagę na to, jak krótkie są nasze cienie. A motyle? Towarzyszyły nam przez całą drogę. Wielkie jak moje dwie dłonie. Fruwały w koronach drzew.
Od spodu brązowo- czerwone. Z góry zaś niektóre z nich oślepiały neonowym błękitem, który mimo wielu prób udało mi się uchwycić jedynie na tym impresjonistycznym zdjęciu:
A dzień wcześniej - w Parku Pszczół dwa tym razem maleńkie motylki:
I jeszcze błękitnawy- średni, który był tak miły, że na chwilę przysiadł:
Widzieliśmy też gniazdo dzikich pszczół na agawie oraz pajęczynę z dziwacznym (i wielkim) pająkiem:
Dzieci wędrowały dzielnie, choć nie obyło się bez kryzysów przezwyciężanych cukierkami a w ostateczności noszeniem na barana.
W końcu to ok. 12km (ponoć), ale wyasfaltowane. Najważniejsze były kanapki:
No i odpoczynek na szczycie:
Ale też radość i szaleństwo. A gdy doszliśmy na szczyt Lolek zawołał: "O już doszliśmy do wycieczki!"