![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEi5RX3cnFzFcX_1BNfq6YJdMCRxG_ANFW3Ug0DRpWTAuXGi8zyaNT3jylI12RWyj-gKuay4sWJjk4lxUM-XOOgHiaBVuthQgglVeJUDCR9lgM9SHRqYVGGCbHZv4pvC9pXPhGmv9HDnVdwG/s400/IMG_20171222_141316548.jpg) |
Symbol Kurytyby - szklarnia w Ogrodzie Botanicznym |
1. Dlaczego nie pojechaliśmy do Patagonii.
Już od dawna pragnęłam zobaczyć sam południowy kraniec Ameryki Południowej - Ziemię Ognistą i inne części Patagonii. W okolicach Świąt i Sylwestra jest tam najcieplej (do 15 stopni Celsjusza...) a i Olek może mieć wtedy dużo urlopu. Przygotowania rozpoczęliśmy już w czerwcu - znaleźliśmy w miarę tanie loty i ciekawe miejsca do spania. Wszystko spłacaliśmy w ratach do grudnia. Pierwszy raz postanowiliśmy zrobić to z dużym wyprzedzeniem, w końcu jesteśmy odpowiedzialnymi rodzicami trójki dzieci! I jak na ironię losu tym razem nic nie wypaliło. Może to znak, że jednak lepiej działać spontanicznie?
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEh0FbfMAGQZ8VhpWhLt4PYbyz7Q1O3JFPeI7AMhoJPQEgTw7EBdFI1kaJLmOBNJWj6FAu1grw6tsj1429FsixnkgXk3Pqc6BosFNW_Vg__HIoJyyo6OK7GMCEwTd6wiN77e55YBHY5cop29/s400/IMG_8064.JPG) |
Zozo ma już 9 miesięcy |
Na lotnisku w Sao Paulo spędziliśmy z przerwami na spanie dwie doby. Z powodu strajków generalnych w Argentynie odwołano wszystkie loty, a nam ciągle przekładano lot o pół dnia i odsyłano do coraz to innej osoby. W końcu zaczęliśmy krzyczeć (co dziwiło Brazylijczyków i Argentyńczyków, którzy ze spokojem i uśmiechem zgadzali się na wszystko). Pani stwierdziła, że może nam przełożyć bilety w ten sposób, że wylecimy w Wigilię i w Boże Narodzenie koło południa będziemy na miejscu z nocowaniem na lotnisku w Buenos... marzenie!
Musieliśmy się w końcu poddać i prosić o zwrot biletów (jeszcze nie zwrócili całości...), odwołać wszystkie rezerwacje itd. Czuliśmy się jak u Kafki. Jakbyśmy walili głowami o ścianę z betonu. Pamiętajcie: NIGDY NIE LATAJCIE LINIAMI LOTNICZYMI "LATAM"!!!! To połączenie lini brazylijskich, chilijskich i argentyńskich. Traktują ludzi jak śmieci.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjoFgMZtsp0ti4mUO-2fhU6Q3UwDjQob1UAwFvac1EbLHGpHPj5A-rLVknqRaNgzw2X7VBwwFurwusuaRTRDuPvalUnjizqB5Ey2kB-E0w-yzcQ6pz09nghyphenhypheni3skDHklMfK84objYec9uk0/s400/IMG_20171222_141718365.jpg) |
Czerwona choinka z kwiatów |
Perspektywa, że spędzimy Święta w mieście, przyprawiała mnie o ból głowy, a było już za późno by znaleźć cokolwiek innego ze względu na brak dostępnych lotów w okresie świątecznym. Wybraliśmy się więc na południe Brazylii, by wreszcie zobaczyć Kurytybę -centrum polskiej imigracji, niemieckie miasteczka i Florianopolis -na wybrzeżu. Wszystko autem. Wiem, głupi pomysł, ale jeszcze byliśmy w szoku...
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhD-eskrYtskE71ahLTs8NUlV3lBwOzm3em44MEBrNzz_gX77AlYE-ta3S_yGYonzDO1Cl5S5EOW9aC-3hm-dJiacgDkJsxa1oU5EOlDjitEteY8B-DoEiCjd0NnAcvHIUNWubLIr_Vt3E0/s400/WhatsApp+Image+2017-12-28+at+22.58.41.jpeg) |
Atrakcją jednego z postojów przy autostradzie była możliwość karmienia "dzikich" papug. |
2. Polska Imigracja w Brazylii.
Kurytyba (Curitiba) jest stolicą stanu Parana. Tego samego, w którym znajdują się sławne wodospady Iguazu. Bardzo przyjemne miasto z trzema milionami mieszkańców, spokojne, zielone. To tu pod koniec XIX wieku zaczęli napływać imigranci polscy. Po zniesieniu niewolnictwa Brazylia potrzebowała rąk do pracy, więc otworzyła się między innymi na ubogich rolników z Prus, Galicji, Śląska. Przybywali całymi rodzinami, wioskami nawet. Dostawali do uprawy żyzną ziemię. Kolonia Don Pedro była pierwszym miejscem w ten sposób zasiedlonym przez Polaków. Każda rodzina dostała po 10 ha ziemi. Odwiedziliśmy to miejsce z ciekawości, choć nie było łatwo tam dojechać.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj86WYJbLXCMxxMEn55cFewLVW0FleyYd7lF5tW5tVeSc3xDnZeMcgCCwyT6Dt1w603eC_RugFmRfsAifEwCnYYHWy2d8nSoI1tNqLdPvdE-MLHrrKo7eu1UFjfcchSk_6BxUdgP5RcR2Sr/s400/IMG_20171226_161424751_HDR.jpg) |
Miniskansen w kolonii Don Pedro - chaty wybudowane przez pierwszych polskich imigrantów. |
Na lokalnym cmentarzu przeważnie polskie nazwiska. W okolicy: Nova Polska czyli restauracja i, nie wiem czy to dobra nazwa, park rozrywki oferujący różne wiejskie i polskie atrakcje. Niestety była zamknięta z okazji miesięcznego zbiorowego urlopu pracowników.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEiwJbV5KdqPvDwGWO00yDi9F31EdoNb_IaMXB3E-aPL_kaoCYJHByDucPeGi3aA5SDN5Ag_7qqa8ER-5ZlAxHpTqn-t57kXetPB4HxGKtWHLM-a2XQ6JJ3YJZOoR7lapy5VJUfKEPU1mEtq/s400/IMG_20171226_155409829.jpg)
Cała miejscowość w pięknej pagórkowatej okolicy, bardzo zadbana. Próbowałam jednak wyobrazić sobie tych ludzi, którzy tu przypłynęli w okolicy roku 1870. Bez żadnego wyobrażenia o tym co zastaną. Bez możliwości powrotu. Całymi rodzinami. W ucieczce przed biedą. A tu? Najpierw bariera porośniętych deszczowymi lasami gór, które oddzielają płaskowyż od wybrzeża. Mozolna wspinaczka w cieple. Potem ziemia, która musieli sobie wykarczować? Zupełnie obce rośliny i zwierzęta. Nie wiadomo czy coś jest trujące czy jest pomocnym zielem? Ciekawe ile czasu zajęło im by nauczyć się uprawiać tutejszą ziemię? Ja od trzech lat próbuję hodować kwiaty w ogrodzie i bez skutku. Tęsknota za rodziną? Może dlatego tak trzymali się razem, tworzyli polskie szkoły, towarzystwa sportowe i gazety, które z powodzeniem funkcjonowały do lat czterdziestych XX wieku, kiedy to zakazano innych języków niż portugalski.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEjsnO4qDr712-KDGDMN6lbkHk-Z4KljbLYyOA44wIoAIkrlY09-Y4WVkeuVHQjQEOohRlkfUu8G-pIqWV9q9h0Xpmwz09qSdve8Uzzxb9E09LW4G3lvWn4zpXpIgStT__F5XoiDac8qIuru/s400/IMG_20171226_113926881_HDR.jpg)
Powyżej polski skwer w Kurytybie "Lasek Jana Pawła II"- taki rodzaj pomnika polskiej imigracji. Stare chaty, Czarna Madonna, cepelia, aksamitki, obok kawiarnia z sernikiem, szarlotką i pierogami. Ale wszystko już mocno zakurzone, bez życia prawie. Wyobrażam sobie, że kiedyś w tej kawiarni ci, którzy pamiętali Polskę przesiadywali, rozmawiali. Teraz już są tylko Brazylijczycy i powoli rozsypujące się starocie...
Z wyjątkiem pana Tadeusza, który przyjechał tu po studiach w 1981 z Zamościa. Ma prężnie działającą wytwórnię pysznych pierogów z serem i pączków.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEgMXQeLfKAvfVeg2HHS2Uk2o2FyoQyKSga6y2kzl9UBqDlBfGtgPZu0CWAizFp1x-Xsc-1qZoj3vq_ar-goLmMNxZMKTkG2-2fSyz0ndfs2EfpjVuzAEicOcRbKAyFNlBnUyFrlUav19pS4/s400/IMG_20171222_154837862_HDR.jpg) |
Przed siedzibą "Rei do Pierogi" czyli Króla Pierogów - pana Tadeusza |
Można je zjeść na przykład na jarmarku świątecznym 24 grudnia w Centrum. Z nieodłącznym Papieżem na plakacie...
Na tym samym jarmarku spotkaliśmy babuleńkę, która z wnukiem sprzedawała obrusy. Jej babcia tu przyjechała z Polski, ale ona już tylko umie śpiewać po polsku i nas pobłogosławić...
A jej wnuk już nic.
3. Boże Narodzenie.
Zamieszkaliśmy pod Kurytybą w wynajętym domku na drzewie w lesie. Domek faktycznie był na drzewie. Miał jakieś 20 metrów kwadratowych. Bardzo przytulny. Obok kilka innych domków letniskowych. Ciasno ale bardzo ładnie.
Z nieodzownymi w tych okolicach błękitnymi hortensjami. W nocy latały świetliki, słychać było żaby, a w ogrodzie pasły się owce...
Boże Narodzenie świętuje się tu jedynie rodzinnym obiadem. My postanowiliśmy przygotować wigilię z daniami biłgorajskimi: Kapusta z grochem (czyli fasolą biała) z niemieckiej wersji kiszonej kapusty czyli "chucrute". Do tego "pierógi" biłgorajskie z kaszą gryczaną ziemniakami i serem białym, zakwaszany barszcz, kompot z suszu i pierniczki.
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhSPdEVmUQtEgIT4i_hGGtZye9uXGyfowszBkYKBDt4ydI7iS2xFLhj4iWC0H9maJDnNYijtq9un-BfhMZtzLpJbXsxo5iCLgs6vzEhQWuutYoMeBmBDW4r51De0j-YRF7DI88ako1S98Yp/s400/IMG_20171224_144656905.jpg) |
Pierniczki - ludziki (foremka od cioci Jadzi, dziękujemy!) wyszły nam mocno opalone... |
Skromnie. Dziwnie bo ciepło i długo jasno, więc dzieci nie mogły doczekać się pierwszej gwiazdki.
I nie mogły zrozumieć jak Mikołaj dotrze tu na swoich saniach, kiedy nie ma śniegu... ale dotarł.
Za choinkę robiła tu powszechnie tuja lub sztuczna wersja świerka. My kupiliśmy tuję i zakopaliśmy ją potem w ogrodzie domku.
Ale choć bardzo się staraliśmy, to jakoś brakowało nam rodziny i nastroju. Tym bardziej, że w sąsiednich domkach nikt nie jadł uroczystej kolacji w Wigilię, więc jeden puszczał jakieś dyskotekowe hity na cały regulator, a drugi trawę kosił...
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEhTyOSVsSnvF4RWu_Mxxwa26R8q7gphF61kAhZotzjnfEogJyWgz8YaItmSCM141F7JgSPLycsEX9BruKwxwSwXBjnuATGKctTEl-fWZ9t2dOMS56cLZy1u_qex1JZG7dLGQJOZWc51U_T-/s400/IMG_20171225_134951133_HDR.jpg) |
Bożonarodzeniowy spacer |
4. Kurytyba
W Kurytybie jest nieco zimniej niż na wybrzeżu (bo wyżej) i rośnie dużo sosen, co sprawia że czasami można się tu poczuć jak w Polsce. (Chyba wpadam w jakiś tęskny ton...to przez te Święta !)
W mieście warto zobaczyć pomniki- parki poszczególnych narodowości, które współtworzyły tę społeczność. Tak jak ten polski, istnieje jeszcze ukraiński, włoski, niemiecki i japoński ( o ile o jakimś nie zapomniałam).
Można się też wybrać do Ogrodu Botanicznego z ikoną miasta- palmiarnią.
Jak dla mnie ta nazwa jest nieco przesadzona, bo niewiele w nim roślin uprawianych, raczej taki zwykły park. Palmiarnia też wydaje się pomysłem nieco dziwnym, wszak palmy mogą tu rosnąć na zewnątrz... Ale nie mnie oceniać pomysły twórców. Bardzo miłe miejsce na spacer!
Warto również wybrać się do Mercado Municipal czyli takiej hali targowej. Popróbować miejscowych przysmaków. Polecam ciasta z portugalskiej piekarni!
Można również przejść się starówką (Setor Historico), odwiedzić tamtejsze kościoły, place, kawiarenki.
To co koniecznie trzeba odwiedzić to Muzeum Oscara Niemeyera (MON), o którym już pisałam (Brasilia, monumentalne i z rozmachem projektowane budynki użyteczności publicznej). Położone tuż koło polskiego lasku, bardzo nowoczesne z wystawami sztuki lokalnej i międzynarodowej. O niestandardowym kształcie inspirowanym ciałem kobiecym. Dla dzieci też dużo ciekawości.
Nieodzowna jest również wycieczka Curitiba - Morretes pociągiem turystycznym Serra Verde Express (w klasie zwykłej lub luksusowej: bilety
https://serraverdeexpress.com.br/). To jedna z niewielu tras kolejowych w Brazylii. Przy tym niezwykle malownicza, bo przecina góry, rzeczki, lasy i wodospady. Wybudowano ją by przewozić tzw. zielone złoto czyli uprawianą tu yerba matę (rodzaj pobudzającej ziołowej herbaty bardzo popularnej w Argentynie i na południu Brazylii) do portu w Paranagua.
W jedną stronę pociąg jedzie około 3,5 h, co dla dzieci jest już naprawdę długo, więc lepiej w drugą stronę pojechać autobusem lub wybrać pakiet bus- pociąg na wspomnianej stronie.
A i samo Morretes oraz sąsiednią Antoninę warto zwiedzić, gdyż zachwycają starym kolonialnym stylem budynków i baaardzo wysokimi temperaturami, więc można się wygrzać gdy już mamy dość górskich chłodów.
Tu widzicie kąpiele w rzece w centrum Morretes.
Nigdy bym nie przypuszczała, że powiem iż trzy milionowe miasto jest spokojne i przyjemne, ale taka właśnie jest Kurytyba.